Książka reklamowana jako dziennik Bridget Jones pisany z męskiego punktu widzenia od razu wzbudziła moją niechęć.
Miałam bowiem za sobą lekturę powieści Helen Fielding i książki Nigdy w życiu! Katarzyny Grocholi
(reklamowano ją z kolei jako dziennik polskiej Bridget Jones). Książki, które czyta się zbyt łatwo (a tak się te
dwie czyta), okazują się zbyt śliskie, żeby coś po nich w głowie i sercu czytelnika zostało. Taka rozrywka dla
sytego niebiednego hedonisty.
Znam takiego jednego i akurat kończył trzydziestkę. Pomyślałam, że dziennik Bridget Jones dla mężczyzn będzie
akurat na prezent urodzinowy. A gdy jeszcze przeczytałam na skrzydełkach, że w Wielkiej Brytanii książka
Tonego Parsonsa
Mężczyzna i chłopiec
Warszawa 2001
otrzymała prestiżowy tytuł Książka Roku 2000, że sprzedano prawie milion egzemplarzy, byłam w domu. Kupiłam.
Miała czekać na wiadomy termin. Było doń trochę za dużo czasu. Zajrzałam, zostałam.
Główny bohater Mężczyzny i chłopca - Harry Silver - jest szczęśliwym mężem i jeszcze szczęśliwszym
ojcem i właśnie kończy trzydziestkę. Proces kończenia trzydziestki wydaje się być znacznie bardziej bolesny od kończenia
czterdziestki, pięćdziesiątki oraz kolejnych" -siątek". Kto przez to przeszedł, ten wie. Harremu wydaje
się, że to już ostateczny koniec młodości, następnego dnia obudził się niemal w trumnie. Z tej rozpaczy pozwolił
więc sobie na szaleństwo: skok w bok z koleżanką z pracy. I wtedy rzeczywiście jego piękny, bezpieczny, uporządkowany
świat się skończył...
Czytałam te książkę nie mogąc się cały czas oprzeć wrażeniu, ze bezsensownie tracę czas. Skończyłam.
Zamknęłam. I... przestałam żałować. O, jaka to mądra i wzruszająca książka, pomyślałam. Ale żeby do takiej
konstatacji dojść, nie można Mężczyzny i chłopca odłożyć w trakcie czytania. Całe szczęście, że tego
nie zrobiłam.
Irena Iwanicka
|