|
III miejsce w konkursie "Biblioteka szkolna na miarę XXI wieku"
Motylek |
Biblioteka to dla mnie wspaniałe miejsce. Zgadzam się ze słowami, że "książka jest przyjacielem samotnika, a
biblioteka schronieniem bezdomnego". Zawsze była dla mnie pełna tajemniczego spokoju. Przekraczając jej progi, czuję
dziwne podniecenie. Nie mogę się doczekać, aż "pochłoną" mnie regały z książkami i zapomnę, że istnieje coś takiego jak
czas. Lecz nie zawsze jest to możliwe. Czasem jakiś człowiek, popularnie nazywany bibliotekarzem, może stać na
przeszkodzie ku temu. Już słyszę jego skrzeczący głosik: "Proszę nie dotykać książek". Przechodzi mnie dreszcz na myśl o
jego czujnym wzroku obserwującym każdy mój ruch. W czasie, gdy ja staram się usłyszeć szept książek czekających na to,
abym je wypożyczyła, on uważnie przegląda ostatnio oddaną przeze mnie książkę, z góry zakładając, że zostawiłam tam
ślady zatłuszczonych palców.
Są jednak bibliotekarze przez duże B. Podziwiam ich, bo mają niezwykle trudne zadanie do spełnienia - jak połączyć
dorobek tysiącleci z nową technologią?
Kiedy myślę o bibliotekarzu XXI wieku, z jednej strony wyłania się, w miarę rozwoju technologii, coraz realniejsza
wizja "wszystkowiedzącego" robota. Setki guziczków, ekran zamiast twarzy i tysiącstronicowa instrukcja obsługi - to jego
główne cechy. Z czasem rozbudowano by go i reagowałby na głos, potrafiłby zapewne wymienić wszystkich autorów książek,
więcej znałby doskonale ich biografie, bezbłędnie podawałby lokalizację naszej ulubionej książki. Zapewne byłby on
spełnieniem wymagań wielu tysięcy uczniów - "niezrzędzący", zawsze gotowy do odpowiadania na wszystkie pytania, sypiący
wiedzą jak z rękawa. Może potrafiłby też na poczekaniu streścić nudną lekturę i napisać ciekawe wypracowanie? Każdy
miałby własny megabajt w jego komputerowym mózgu, gdzie znajdowałyby się pozornie najważniejsze informacje o nas,
zeskanowałby nawet nasze zdjęcie, co zapewne by nam schlebiało. Mówilibyśmy znajomym - ta wspaniała maszyna wie o nas
tak dużo, zna nasze zainteresowania, nie mówi, że nie ma dla nas czasu i nie chce jej się streścić nieprzeczytanej przez
nas lektury. Zna wszelkie ich ekranizacje. Niezastąpiony byłby, jeśli chodzi o układanie książek, nigdy nie pomyliłby
liter alfabetu. Jego wszechstronność ukazałaby się w jeszcze jednej cesze - znajomości języków. Jeśli jakiemuś turyście
zachciałoby się coś przeczytać, mógłby z radością wkroczyć do biblioteki i usłyszeć swój ojczysty język. Z takim
pomocnikiem nie trzeba by było błądzić w książkowych labiryntach dziwnie przypominających mityczny labirynt kreteński.
Tylko że zamiast pomocnej nici Ariadny mielibyśmy prawdziwego robota! Jaka to oszczędność czasu!
Ale czy ludzie, którym go brakuje chodzą do biblioteki? Uzyskawszy wszystkie informacje od naszego robota pewnie po
pewnym czasie zaczęlibyśmy się zastanawiać, w jakim celu na półkach znajdują się pokryte dziesięciocentymetrową warstwą
kurzu przedmioty. Pamiętalibyśmy, że ich nazwa kiedyś obiła się nam o uszy, ale było to dawno. I tu pojawia się pytanie:
czy dla "funkcjonalności" zrezygnowalibyśmy z naszego ostatniego schronienia? Przecież do tej pory to biblioteka
chroniła przed zbyt szybkim postępem. Nawet czytając książki fantastyczno-naukowe, można było wyobrażać sobie, że ich
treści nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Ale jest jeszcze nadzieja, że nie wszystko stracone, gdyż z bibliotecznych zakamarków wyłania się druga wizja.
Ogromne regały z książkami, a pośród nich życzliwa staruszka, która może nie na czole lecz w oczach na pewno ma wypisaną
miłość do książek. Potrafi zapewne opowiadać o nich godzinami, tak jakby były jej własnymi dziećmi. Literaturę zna
lepiej niż własną kieszeń. Choć czasem narzeka, że te współczesne książki zupełnie jej nie przekonują, to jednak nie ma
takiej, której by nie przeczytała. Oczywiście zdarzają się jej pomyłki, czasem mylą bohaterzy. Ale to stwarza właśnie
atmosferę zrozumienia. Ty wyrozumiale patrzysz na błędy, których i tak z reguły nie zauważasz, a ona rozumie ciebie -
często zagubioną pośród wielkiej i, co niestety trzeba przyznać, czasem niezrozumiałej literatury. Jedno spojrzenie zza
okularów i już wie, w którą stronę cię skierować, jaką książkę polecić. Czasem czujesz, jakby była jeszcze jedną z
książkowych postaci. Oczywiście wielbiciele "nowoczesności" wiele by tu dla siebie nie znaleÄ˝li. A może im też brakuje
trochę ciszy, ciepła i spokoju? Może zmęczeni są pozą, którą przyjmują dla znajomych i spotkamy ich w bibliotece
zaczytujących się romantycznymi powieściami? W bibliotece przecież wszystko jest możliwe. Również to, że życzliwa pani,
pozwalając spacerować między książkami, pozwoliłaby nam doznać tego wspaniałego uczucia zagubienia pośród książkowych
gór, radości szukania i odnajdywania. Ale nasze czasy nie pozwalają zapomnieć o funkcjonalności. I tu, niestety, nasz
czas może płynąć zbyt szybko. A na tracenie czasu wielu z nas po prostu nie ma czasu. No i kolejny haczyk -
pozostawienie nam wolnego wyboru mogłoby uświadomić tę smutną prawdę, że nie umiemy podejmować decyzji.
Te dwa, trochę rozmazane obrazy uświadamiają, jak trudno być dziś bibliotekarzem. Ale nie jest to chyba niewykonalne
zadanie. Myślę, że kluczem do tej profesji jest umiejętność połączenia, zasypywanej już dzisiaj kurzem, pasji oraz
słowa, którego boją się wszyscy konserwatyści - funkcjonalności. Przecież te dwie wizje nie muszą się ze sobą kłócić.
Nie tak trudno je połączyć. Nie chodzi tu o bezmyślne zmiksowanie babci z robotem, bo mogłoby z tego wyjść coś naprawdę
dziwnego. Ale nasza babcia to przecież nie jest kompletne beztalencie. Można ją nauczyć obsługi komputera. W nim można
natomiast zapisać wiele przydatnych informacji, z których niecierpliwi mogliby szybko skorzystać. A ci, którzy to lubią,
mogliby wdać się z bibliotekarką w ciekawe dyskusje lub na chwilę (długą lub krótką, w zależności od preferencji) utonąć
w książkowym stosie.
W ten sposób, po małych przeróbkach, gdy znów poczuję się samotna, bezdomna, lub pomyślę, że świat się wali, usiądę
na swoim ulubionym bibliotecznym fotelu, w komputerze znajdę idealną książkę na nastoletnią chandrę, mrugnę do "babci"
bibliotekarki i poczuję się jak w schronie przeciwatomowym - bezpieczna i spokojna...
Martyna Fryz
Gimnazjum nr 2
Kutno
|
|