|
Wioletta Tymińska-Bociąg
Czy w tej sytuacji nawet tak niespotykanie spokojny człowiek jak zakurzony szkolny bibliotekarz z zakurzonego nie stanie się wkurzony?
Nowa matura podobno już za rok, a ciągle budzi wątpliwości, zaś po publikacji informatorów maturalnych na rok
2005 budzi wręcz sprzeciw, zwłaszcza polonisty i bibliotekarza. Dla każdego,
kto zajrzał do wymagań egzaminacyjnych z języka polskiego i listy lektur, jasne
jest, że szkoły ponadgimnazjalne, przynajmniej w zakresie tego przedmiotu,
wracają do czasów sprzed reformy. Nie chcę się nad tym rozwodzić po raz
kolejny, sprawa ta odbiła się głośnym echem w prasie polonistycznej (zainteresowanych
odsyłam do "Nowej Polszczyzny" 2003nr 4 i 5). "Biblioteka w Szkole" to dobre miejsce, by zająć się problemami,
jakich nastręczył informator bibliotece szkolnej.
W roku szkolnym 2003\2004 reforma wraz z pierwszym rocznikiem dotarła do szkół
średnich. Nauczyciele wybrali programy dla klas pierwszych liceów profilowanych
i techników. Zmiany nie ominęły naturalnie biblioteki, zwłaszcza polonistycznej
części księgozbioru. W mojej szkole poloniści wybrali program (zatwierdzony przez MENiS) To lubię! i zgodnie z zaleceniami autorów programu i podręcznika
dokonaliśmy zmian w księgozbiorze - jak na razie wszystko w zgodzie z podstawą programową.
Kolejny rok szkolny znowu wiązał się z zakupami lektur. I to przetrwaliśmy,
ograniczając zakupy książek z innych dziedzin.
Jednak po zapoznaniu się z informatorem maturalnym na rok 2005 przekonaliśmy się, że
część tych nowych książek do niczego się nie przyda. Wymagania egzaminacyjne
okazały się dyktatorskim zamachem na wolność wyboru gwarantowaną nauczycielowi
i uczniowi przez podstawę programową. Jakby tego było mało, do listy lektur
dołączono około 10 nowych pozycji obowiązkowych, maleńki dodatek do
dotychczasowych 15, a jeszcze następne przewędrowały z poziomu podstawowego do
rozszerzonego.
Poloniści wpadli w popłoch, trudno się temu dziwić. Nie trzeba było długo czekać, żeby
popłoch przeniósł się do biblioteki - nowe zakupy. Myli się, kto sądzi, że
łatwo jest zdobyć od ręki, w dodatku w dużych ilościach, Jądro ciemności Ă‚Â Conrada, czy Króla Edypa.
Liczne tomy Lorda Jima powędrowały na dolną półkę, wraz nimi jeszcze
liczniejsze Antygony, ale ta została skazana już wcześniejszym wyrokiem
na przejście do gimnazjum.
Można byłoby się oburzać, ale kto w polskim szkolnictwie ma jeszcze na to siłę?
Przecież przyzwyczailiśmy się, że o wielu rzeczach dowiadujemy się w ostatniej
chwili albo i później, tak jak przyzwyczailiśmy się do nadprodukcji papierów,
dokumentów pospolicie zwanych kwitami.
Jednak to nie koniec zaskoczeń. Otóż w prasie polonistycznej podniosły się głosy
kwestionujące prawomocność zapisów w informatorze w związku z tym, że jest on
niezgodny z podstawą programową.
Odpowiedzmy sobie szczerze, czy w tej sytuacji nawet tak niespotykanie spokojny człowiek
jak zakurzony szkolny bibliotekarz, ścibolący grosik do grosika na zakup książek,
z zakurzonego nie stanie się wkurzony? Pytanie to jest
oczywiście pytaniem retorycznym, a ja chciałabym zadać jeszcze jedno, myślę, że
również w imieniu szkolnych polonistów i przyszłorocznych maturzystów, kto i
kiedy wreszcie ten bałagan uporządkuje?!
Wioletta Tymińska-Bociąg
Świdnik, Zespół Szkół nr 1
|
|